Czytałam post Pana Marcina1 o błędach dewelopera i zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Czy ktoś z Państwa miał podobne doświadczenia? Na chwilę obecną jestem zaintersowana kupnem domu (wg proj.: APS 167) znajdującego się na działce na przeciwko bliźniaków aps 149 i aps 192. Serdecznie dziękuję za wszelkie uwagi, refleksje i rady
Podmiejski styl życia. Kupno domu na wsi i przeprowadzka poza miasto wiążą się ze zmianą domowej logistyki. Trzeba pamiętać o tym, że trudniej jest wyskoczyć do sklepu po przysłowiowe mleko, dlatego lepiej jeździć na zakupy rzadziej, ale kupować artykuły na zapas.
W przyszłości język polski może przydać mu się w pracy, a nawet jeszcze w liceum czy na studiach (w wielu krajach przy aplikowaniu na studia, przyznawane są dodatkowe punkty za znajomość języka obcego). Możliwe, że będzie chciało studiować, pracować lub choćby odwiedzić Polskę, a wtedy znajomość języka na pewno się przyda.
Oczywiście, można mieszkać w Anglii. Jest to kraj o rozwiniętej gospodarce, bogatej historii i kulturze oraz różnorodnym krajobrazie. Anglia oferuje wiele możliwości zarówno dla osób szukających pracy, jak i dla tych, którzy chcą cieszyć się spokojnym życiem na wsi. Jednakże, przed podjęciem decyzji o przeprowadzce do Anglii, warto dokładnie przeanalizować swoje potrzeby i
Pamiętaj aby podać średnią kwotę w dirhamach (AED), i ustalić zarabiając jakie pieniądze nie warto mieszkać w Dubaju. Dzięki temu unikniesz wielu rozczarowań! Konkretna kwota zależy od wielu czynników,; czy jesteś sam, czy możesz mieszkasz z rodziną, czy lubisz jadać na mieście czy odwiedzać markowe sklepy.
Sąd Najwyższy w uchwale z 6 listopada 1984 r. uznał, że nie ma podstawy prawnej, aby uznać, że w razie zatrudnienia u kilku pracodawców odprawa przysługuje tylko z jednego stosunku pracy
aj8k. Odsłuchaj Chyba każdy z nas zna kogoś, kto zaraz po szkole lub po studiach wyjechał do pracy za granicę. Bardzo często osoby te zostają w nowym miejscu na stałe – czasem, urządziwszy się w nowym kraju, ściągają do siebie rodzinę lub drugą połówkę. Niektórzy właśnie tam poznają życiowych partnerów i rozpoczynają budowanie nowego życia od publikowane przez takich emigrantów w serwisach społecznościowych przekonują, że w nowej rzeczywistości można się z powodzeniem odnaleźć, prowadzić w niej całkiem udane życie. Są jednak i tacy, którzy wracają. Co nimi kierowało, gdy decydowali się na powrót? Jak czują się w Polsce po latach spędzonych na obczyźnie? Byłam bardzo ciekawa odpowiedzi na te pytania – dlatego zadałam je niedawnym ze znajomymi, śledząc ogólne nastroje i medialne doniesienia, można odnieść wrażenie, że młodzi ludzie nie rozważają powrotu z emigracji. Słyszy się więcej deklaracji dotyczących chęci wyjazdu, podkreślających korzyści płynące z takiego rozwiązania. A jednak to tylko jedna strona fala powrotów do Polski będzie tak duża, jak niektórzy się spodziewają? (fot. Shutterstock)Jak podaje National Statistics, czyli brytyjski odpowiednik GUS, w 2014 roku do Wielkiej Brytanii wyemigrowały 32 tysiące Polaków. Falę powrotów do rodzinnego kraju opisuje z kolei liczba 18 tysięcy osób. Co więcej, wygląda na to, że liczba Polaków powracających do ojczyzny będzie wzrastać: Polski Instytut Stosunków Międzynarodowych szacuje, że Brexit może oznaczać bilet powrotny do Polski dla nawet 400 tysięcy emigrantów. Niektórych Polaków zmusi to do porzucenia nowego, poukładanego życia. Dla innych zaś będzie to kluczowy argument, skłaniający do podjęcia decyzji, z którą nosili się od jakiegoś lat 35 – do rodzinnego miasteczka wróciła po 6 latach mieszkania w IrlandiiPo skończeniu studiów znalazłam pracę w sklepie odzieżowym. To były jeszcze czasy, kiedy człowiek brał, co było – żeby tylko było. Moją codziennością były kolejne nudne dni, niewielka pensja i brak wyzwań: to wszystko sprawiało, że chciałam się stąd wyrwać. Podobnie czuł się mój narzeczony: co prawda zarabiał lepiej ode mnie, ale za to ciężką pracą fizyczną. Trwało to jakieś dwa-trzy lata. Długo dojrzewaliśmy do decyzji o końcu, miesiąc po ślubie, on wyjechał do Irlandii – do pracy poleconej i załatwionej przez znajomego. Dołączyłam do męża po trzech miesiącach, ale szybko spotkało mnie pierwsze rozczarowanie. Jechałam z myślą: „Hej, jestem po studiach, znam język (i to doskonale) – co może pójść nie tak?”. A jednak. Po pierwsze, przekonałam się, że humanistyczne studia nie otwierają obiecujących perspektyw: dziś na pewno bym sobie tę całą socjologię odpuściła. Po drugie: okazało się, że moja znajomość języka owszem, pozwala się dogadać, ale z koleżanką z roku – nie z native speakerami. Kompletnie nie rozumiałam, co się do mnie mówi, a sama potrafiłam sklecić tylko zdania w rodzaju: „Kali jeść. Kali pić.” – chyba „pomagał” mi w tym też stres. W każdym razie stało się dla mnie oczywiste, że nikt mnie za biurkiem nie posadzi.„Wraca się przede wszystkim dlatego, że się tęskni” (fot. Shutterstock)Pracowałam więc w tym samym miejscu, co mój mąż. Prawie 6 lat spędziliśmy w zakładzie produkującym opakowania papierowe: ciągle na nogach, pracując na zmiany. Najczęściej mieliśmy wyznaczone inne godziny pracy, więc mijaliśmy się codziennie – spędzaliśmy razem tylko weekendy. Zarobki były dobre, ale też wiele nas kosztowały: obydwoje podupadliśmy na zdrowiu. Pojawiła się więc myśl, by wracać – tym bardziej, że na koncie uzbierała się już całkiem pokaźna suma, a mój zegar biologiczny zaczął tykać jak dlaczego wróciłam? Nawet nie z powodu ciężkiej pracy, bo teraz nie mam żadnej i to jest jeszcze większy problem. Wraca się przede wszystkim dlatego, że się tęskni: to nie jest tak, że rozmowy telefoniczne zastąpią ci kontakt z bliskimi. Szalałam po każdym wyjeździe do Polski, w chwilach spędzanych na lotnisku nie byłam w stanie opanować łez. Poza tym chciałam, żeby moja córka urodziła się tu, w żałuję? Nie. Ani tej decyzji o wyjeździe, ani tej o powrocie. Trochę źle mi z tym, że nie mogę znaleźć pracy – martwi mnie to głównie dlatego, że Zuza jest jeszcze mała. Ale udało nam się kupić mieszkanie, bez zaciągania kredytów. Wierzę, że urządzimy się tu już na stałe. Nigdzie więcej się nie lat 24 – spędził 3 lata w Londynie, wrócił do Polski pół roku temuWybyłem praktycznie trochę ponad rok po maturze. Technikum udało mi się skończyć dobrze, ale w mojej okolicy nie było pracy. Mogłem wyjechać z mojego miasta, żeby zadomowić się w większym – tak radziła mi mama i pewnie miała na myśli Poznań czy stolicę. No, a pojechało mi się trochę po szkole gastronomicznej, więc trochę odruchowo zacząłem od pracy na zmywaku, choć do tego zajęcia nie potrzeba żadnych kwalifikacji. Mimo wszystko zależało mi na pokazaniu się z jak najlepszej strony – w efekcie dość szybko trafiłem do kuchni. Pracowałem też jako barman – fajna rzecz, codziennie widzi się tysiące twarzy, zyskuje się szansę na nawiązanie nowych znajomości, poczucie klimatu miasta. Układało mi się dobrze. Dlaczego wróciłem? Z kilku powodów. Przede wszystkim dla dziewczyny: poznałem ją już w Londynie, też Polka. Chciała tylko zarobić na studia i wracać do kraju. Namawiała mnie, żebym jechał razem z nią: dałem się namówić, ale w sumie niepotrzebnie, bo nam nie wyszło. Ale to nie tylko to. Powiem ci, że w Londynie zaczynałem się dusić. To niestety nie jest tak, że Polacy tworzą jakąś zgraną społeczność za granicą. Owszem, ma się polskich znajomych, ale już nieznajomy rodak patrzy na ciebie wilkiem, podobnie jak Anglicy. Kiedyś tak nie było. Nie wiem, czy to kwestia wzmożonego napływu imigrantów skąd się tylko da, czy Brexit – ale z dnia na dzień czułem się w Londynie coraz bardziej świat stoi otworem, można w nim czuć się naprawdę bardzo obco (fot. Shutterstock)No i wróciłem. I tu niestety też czuję się obco. Wkurza mnie to, że jesteśmy tacy zamknięci, obecna polityka wywołuje we mnie mdłości. Z kolei zarobki wzbudzają śmiech przez łzy – nie mówiąc nawet o tym, że stały etat to coś, co pozostaje poza moim zasięgiem. Jak tak teraz o tym myślę, to chyba nigdzie nie będę już u rozmówcy podkreślają, że tak czy inaczej tęsknią. Będąc za granicą, tęsknili do rodziny i do kraju, którego obraz idealizowali w swoich wspomnieniach. Będąc tu, tęsknią za innym stylem życia: pamiętają, że choć tam też bywało trudno, to jednak łatwiej niż tutaj. Nawet wyczekany powrót do kraju nie gwarantuje wcale, że Polska z dnia na dzień stanie się przytulnym i bezpiecznym domem. Tylko niektórym udaje się to poczuć. Inni, jak Przemek, prawdopodobnie wyjadą ponownie: w poszukiwaniu miejsca, które będą mogli nazwać wymarzonym domem. Kamila Łońska-KępaZawodowo freelancer copywriter, w przeszłości blogerka. Osoba, która próbuje na nowo odnaleźć się w opowiadaniu historii. Zamieszkała na głębokiej, ale malowniczej prowincji, gdzie pójście do sklepu po bułki to logistyczna wyprawa. Jest mamą, lubi być dobrą żoną. A przynajmniej tak o sobie myśleć. Tuż przed magiczną granicą trzydziestego roku życia wciąż dziwi się światu i lubi o nim
Analizując historię ludzkości, można stwierdzić, że ludzie zawsze, częściej lub rzadziej, opuszczali swoje środowisko rodzinne, zwłaszcza z powodów ekonomicznych, w poszukiwaniu „ziemi obiecanej”, „za chlebem”; lub też jako niechciani w swoim środowisku z powodów politycznych, emigrowali w różne strony świata. Emigrując, opuszczali miejsce swego urodzenia i zamieszkania, w którym byli związani ze swoją rodziną i otoczeniem, również ze swoją wspólnotą religijną. Przenosili się w inne strony świata w poszukiwaniu lepszych warunków życia czy także spokoju. Czy jednak wszyscy znaleźli to, czego szukali? Czy znaleźli tę „ziemię obiecaną”, ten poszukiwany dobrobyt i wyczekiwany spokój? Czy emigracja jest zawsze czymś ubogacającym daną osobę i środowisko, z którego ona wychodzi i do którego wchodzi? Emigrując, ludzie integrowali się z miejscową ludnością, wnosząc do niej świat swoich wartości i jednocześnie ubogacając się wartościami miejscowych, pośród których przyszło im żyć. Niestety, nie zawsze była to wymiana pozytywna; czasem była to wzajemna demoralizacja przynosząca szkody obu stronom. Również w wymiarze religijnym emigracja może ubogacać, wnosić nowe wartości w wymiarze misyjnym, czyli poznania prawdziwego Boga. Ale również może osłabiać wiarę w jej konfrontacji z innymi wyznaniami, modami czy prądami filozoficznym. Trzeba propagować dialog międzyreligijny, czyli dążność do jedności (jak rozumianej, to już całkiem inna kwestia) wszelkich wyznań religijnych szukających prawdy, ale nie powinno się ulegać irenizmowi, czyli pomieszaniu wszystkich religii, aby szukać jakiegoś „wspólnego środka”, jakiejś drogi dochodzenia do Boga wspólnej dla wszystkich religii i pseudoreligii, w tym nawet sekt satanistycznych. Można więc postawić pytanie: czy emigracja przyczynia się do wzbogacenia wiary w Boga i do pogłębienia praktyk religijnych? 2. Emigracja dziś Dziś, z racji globalizacji, świat staje się przysłowiową wioską globalną, gdzie ludzie, z racji otwartych granic, przemieszczają się z wielką swobodą. Tysiące czy nawet miliony ludzi opuszczają swój dom rodzinny, środowisko, z którym byli związani, miejsce pracy, nauki i grupę współwierzących w parafii i udają się w inne strony świata. Emigrują szczególnie do krajów wysoko rozwiniętych. Jakie są przyczyny takiej decyzji? Jest ich bardzo wiele. Do najczęstszych można zaliczyć: • Bezrobocie, czyli brak pracy w swoim otoczeniu. Dla wielu osób w takiej sytuacji wyjazd to jedyne rozwiązanie, by utrzymać nie tylko siebie, ale i swoją rodzinę. • Nauka – wielu studentów i naukowców, chcąc się rozwijać naukowo, decyduje się na wyjazd do innych krajach. Często udaje im się znaleźć warunki do studiów czy pracy naukowej, której nie mogliby realizować w swojej ojczyźnie. Nawiasem mówiąc, sfinansowała ona znacznym kosztem ich dotychczasowe wykształcenie... • Prześladowania polityczne czy religijne, które zmuszają do opuszczenia swojego kraju, jak dziś np. krajów komunistycznych czy muzułmańskich. • Miłość i rodzina – konieczność emigracji wynika tu z połączenia się małżeńskiego z osobą z innego kraju. Jedna z tych osób musi podjąć decyzję zamieszkania na obczyźnie. Można zapytać, z którym krajem będą bardziej związane dzieci tych małżonków; a może będą tzw. kosmopolitami? Co będzie dla nich znaczyło słowo „patriotyzm”? • Bezdomni – osoby, które borykając się z problemem mieszkania i utrzymania, emigrują do innych krajów, gdzie opieka społeczna jest bardziej wrażliwa na bezdomnych. 3. Kim są współcześni emigranci? Kiedyś ludzie emigrujący z racji przeludnienia czy prześladowań politycznych byli przekonani, że wyjeżdżają raczej na stałe. Zabierali więc z sobą nie tylko walizkę ubrań, ale również, tak jak nasi rodacy, garść ziemi ojczystej czy obraz Matki Bożej Częstochowskiej, jak to widziałem w Ameryce Południowej – Brazylii czy Argentynie. To były i są relikwie wiary i patriotyzmu. Dziś emigranci, szczególnie młodzi, wyjeżdżają (przynajmniej z założenia) tylko na pewien czas, aby zarobić i wrócić. Zabierają ze sobą tylko telefon komórkowy i laptopa, ale pobyt niejednokrotnie się przedłuża, więc odkładają myśl o powrocie do ojczyzny na dalsze lata. Czy jednak zabierają ze sobą wartości, które przejęli w rodzinnym domu, środowisku czy w parafii? Często, zapraszając na „kolędę”, mówią zawstydzeni: „Przepraszamy, że nie mamy krzyżyka i kropidła, ale to nabędziemy, jadąc w przyszłości do Polski”. Ci młodzi emigranci to często ludzie zdolni i wykształceni, którzy po ukończeniu studiów czy przepracowaniu kilku lat w jakieś firmie i nie widząc dla siebie dogodnych warunków do realizacji swoich planów życiowych, wybierają wyjazd, niekiedy wbrew swojej woli, pozostawiając swoją rodzinę, przyjaciół i parafię. Jedni pozostają sobą, inni gubią się w nowej rzeczywistości. Wielu, wyjeżdżając, ma już załatwione miejsce pracy czy studiowania. Ci szybko włączają się w miejscowe środowisko, pracując na odpowiedzialnych stanowiskach i rozsławiając imię Polski. Szybko znajdują też kościół, gdzie odprawia się Msze w ojczystym języku. Uczestniczą w nich regularnie, angażują się w grupach parafialnych i, jeśli mają już rodziny, przywożą swoje dzieci nie tylko na Eucharystię, ale także na katechezę i naukę języka polskiego. Z tych ludzi można być dumnym – to wierni Polacy, katolicy i patrioci. Wielu jednak przyjeżdża „w ciemno”, z plecakiem na ramionach, często gubiąc się całkowicie. Ci przeżywają różne problemy, np.: • Utratę wartości osobistych – koczują, gdzie się da, w parkach czy w domach dla bezdomnych. Z braku pracy kradną i oszukują, by jakoś przeżyć. Handlują narkotykami lub oddają się prostytucji. Zapominają całkowicie o wartościach, które wynieśli z domu rodzinnego. • Utratę wartości katolickich – zapominają o wierze wyniesionej z rodziny i parafii. Najczęściej powtarzającym się grzechem jest: „Nie modlę się i nie chodzę na Msze w niedzielę”. Pokazują się w kościele tylko wtedy, gdy potrzebują zaświadczenia do chrztu, na kurs przedmałżeński czy chcą omówić sprawę pogrzebu kogoś z rodziny. Pracując od kilku lat w Kopenhadze, wraz z siostrami służebnicz¬kami dębickimi, które od czterdziestu lat z wielkim poświęceniem służą tutejszej Polonii, cieszymy się tymi rodakami, którzy aktywnie włączają się w życie Kościoła w naszej parafii, przy której prowadzę duszpasterstwo Polskiej Misji Katolickiej. Tutaj znajdują dla siebie schronienie na czas rozłąki z najbliższymi. Martwi nas jednak los pozostałych rodaków, którzy mieszkając w stolicy Danii lub w jej okolicach, nie znajdują drogi do kościoła, a przecież jest on także ich domem. Według statystyk duńskich w Kopenhadze i okolicach mieszka od 12 do 15 tys. Polaków, a w całej Danii jest ich ponoć około 35 tys. W niedzielnych Mszach w Kopenhadze uczestniczy jednak tylko około tysiąca rodaków; to 10% polskiej emigracji. (To mniej więcej taki sam odsetek jak u duńskich katolików). Można zapytać: gdzie są pozostali? Czy Dzień Pański na emigracji nie zobowiązuje do uczestnictwa we Mszy niedzielnej? W ojczyźnie zapewne większość z nich chodziła do kościoła, ale ile była warta ich wiara, skoro w innym miejscu się z nich ulotniła? Dlatego uważam, że emigracja jest wielkim sprawdzianem naszej wiary i patriotyzmu. Polonia w Królestwie Duńskim jest bardzo złożona. Są to: – potomkowie pierwszej emigracji, zwanej „buraczaną” (XIX w.), – emigranci powojenni, – emigranci z okresu Solidarności oraz – z ostatnich lat, z czasów otwartych granic Europy. O ile ci dawni emigranci są wierni Bogu i Kościołowi katolickiemu, to najnowsza emigracja bardzo często jest zagubiona, skoncentrowana tylko na pracy czy studiach, zaniedbuje praktyki religijne i ulega wpływom miejscowej ludności wyznania protestanckiego. Czasem mówią wprost: „Jak jestem w Polsce, to chodzę do kościoła, ale tu w Danii ludzie nie chodzą, więc i ja nie chodzę. W niedzielę odpoczywam lub pracuję, bo lepiej płacą”. A co z miłością do ojczyzny? Dawna emigracja i ci, co przyjeżdżają do pracy czy na studia oficjalnie, nie wstydzą się swojej przynależności do Polski. Gorzej jest z tymi rodakami, którzy przyjeżdżają bez zabezpieczenia oraz pewności znalezienia mieszkania i pracy i liczą na szczęście. Często ci ludzie, zranieni utratą pracy w ojczyźnie i przymusową emigracją, żyją w wielkim bólu czy wręcz w nienawiści do wszystkiego co polskie. Odżegnują się od wszystkiego, co mogłoby im przypominać ojczyznę, od mowy polskiej, związków z rodakami na obczyźnie czy od włączania się we wspólnotę katolicką. Są rozgoryczeni tym, co przeżyli w źle rządzonej ojczyźnie, i chcą rozpocząć nowe życie bez względu na to, ile by ich to kosztowało. Jednym się to udaje, inni lądują „na śmietniku”. 4. Skutki emigracji Gdy pytam Polaków o to, czy opłacało im się wyjechać za granicę, wielu podkreśla, że tak, bo polepszyła się ich sytuacja materialna, poznali wielu ciekawych ludzi i zwiedzili interesujące miejsca, zdobyli dobre wykształcenie, nauczyli się obcego język i ubogacili się nowym doświadczeniem w spotkaniu z inną kulturą. A więc pobyt na emigracji to nie samo zło. Wiara i polskie tradycje chrześcijańskie, wynoszone z ojczyzny, oraz wspólnota rodaków na emigracji były zawsze niezawodnym wsparciem i pomocą w zachowaniu godnej postawy w nowym kraju i środowisku. Zwracał na to uwagę papież Jan Paweł II w swoich przemówieniach podczas spotkań z Polakami na emigracji, mówiąc, że człowiek świadomy swej tożsamości płynącej z wiary, z chrześcijańskiej kultury ojców i dziadów zachowa swą godność, znajdzie poszanowanie w innych i będzie pełnowartościowym członkiem społeczeństwa, w którym wypadło mu żyć (przemówienie w Niemczech, 16 XI 1980). Ponieważ prawda Objawienia dociera do człowieka w oprawie pewnej kultury, istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że zatracenie odziedziczonych wartości kulturowych może w konsekwencji doprowadzić do utraty wiary, zwłaszcza jeżeli nowe wartości kulturowe, które się w nowym otoczeniu przyjmuje, pozbawione są tego chrześcijańskiego charakteru, którym cechowała się kultura rodzima (Jan Paweł II, tamże). Ojciec święty mówił do Polaków mieszkających w krajach Beneluksu: Im bardziej będziecie wierni Bogu, waszej tożsamości i kulturze, tym owocniejszy będzie wasz wkład nie tylko w dobro kraju i narodu, w którym tkwią wasze korzenie, ale także owocniej i skuteczniej będziecie mogli służyć dobru waszych nowych ojczyzn i społeczeństw, które współtworzycie (Bruksela, 19 V 1985). Niestety, okazuje się, że negatywnych skutków życia na emigracji jest o wiele więcej niż pozytywów. Ludzie opuszczający ojczyznę, niestety, zubożają swoje środowisko. Ci ludzie – młodzi, wykształceni, przedsiębiorczy, inteligentni, dobrzy fachowcy, mający często duże doświadczenie zawodowe, kochający małżonkowie, przykładni rodzice, wierni patrioci – często z bólem serca, ze łzami w oczach, ze smutnymi doświadczeniami opuszczają ukochaną rodzinę, sąsiadów, kolegów z pracy czy znajomych z parafii, aby udać się w nieznane, na emigrację, w poszukiwaniu chleba. Przymusowa emigracja jest przyczyną wielu tragedii rodzinnych. Wprawdzie rodzina staje się bogatsza, ale rozłąka osłabia więzi małżeńskie, rodzinne, społeczne i wyznaniowe. Dziś głośno już mówi się o eurosierotach, czyli dzieciach, których jedno lub czasem nawet dwoje rodziców pracuje za granicą, a dzieci pozostają w ojczyźnie pod opieką dziadków czy krewnych. Z całą pewnością nie służy im to ku dobremu. A ileż z tych małżeństw się rozpada! Można postawić pytanie: czy tak wielu zdolnych, wykształconych i szlachetnych rodaków musiało opuścić swój kraj i emigrować w różne strony świata, zubożając duchowo rodzinę i ojczyznę? 5. Dylematy emigranta Ludzie emigrują w poszukiwaniu lepszych warunków życia i pracy. Można pytać: czy w tym poszukiwaniu biorą też pod uwagę wyznawaną wiarę? Czy zmieniając miejsce zamieszkania ze względu na pracę, zastanawiają się, czy tam będą mogli włączyć się we wspólnotę ludzi wierzących, w uczestnictwo we Mszy św. niedzielnej? Czy ich dzieci będą mogły uczestniczyć w katechezie i nauce języka ojczystego? Gdzie przygotują dzieci do I Komunii Świętej albo bierzmowania? A przecież wiara w Boga jest dla nas Polaków czymś zasadniczym! Czy więc, zrozpaczeni po utracie pracy w ojczyźnie, powinni podejmować desperacką decyzję emigracji za wszelką ceną do innego kraju, w nieznane, z narażeniem tego co ojczyste, co osobiste, rodzinne i katolickie? Taką decyzję trzeba dobrze przemyśleć! Czy nie warto by wspólnie z innymi walczyć o pracę i życie w swoim miejscu rodzinnym? Czy nie warto walczyć o to, aby jeść własny chleb? Dlaczego nie potrafimy w Polsce zapewnić chleba dla wszystkich? Czy to wina nas obywateli czy raczej władz, które niszczą kraj przez swą nieudolność? Emigracja dla każdej osoby wyjeżdżającej z Polski jest na pewno sprawdzianem osobowości, wiary i patriotyzmu. Inaczej żyje się w rodzimej społeczności, a inaczej na obczyźnie. Wyjazd za granicę to wielkie wyzwanie dla każdej osoby, to wielki egzamin z jej dojrzałości, także w wierze. Nowe środowisko to nie tylko nowy język, często trudny do nauczenia się, ale to inne otoczenie, inne wartości społeczne, często inne wyznanie religijne czy inne rozumienie patriotyzmu. Pobyt na emigracji daje możliwość, a czasami wymusza konieczność poznania siebie zupełnie z innej strony i kształtowania swojej osobowości po to, by nie zatracić własnej tożsamości, świadomości, kim się jest i skąd się pochodzi. Gdy się opuszcza dom rodzinny, można szybko zachłysnąć się nowym albo przerazić trudnościami. Można jednak także znaleźć spokój i bezpieczeństwo nawet wśród trudności. Dla wierzącego ten spokój i bezpieczeństwo pochodzą od Boga, a można Go najpewniej znaleźć w innym niż rodzinny domu: w Kościele. Stąd emigracja to także sprawdzian dla duszpasterzy polonijnych i ich współpracowników, którym Chrystus niejako z urzędu powierza troskę o rodaków. Polscy biskupi w Liście na temat duszpasterstwa emigracji wezwali rodaków, aby przede wszystkim podtrzymywali więzi rodzinne, pamiętając w modlitwie oraz w konkretnych relacjach i kontaktach o pozostawionej w kraju rodzinie, rodzicach, współmałżonku i dzieciach oraz przyjaciołach i znajomych. Bo tylko w ten sposób będą potrafili przezwyciężać osamotnienie i uniknąć zagubienia się w zróżnicowanym, wielokulturowym, lecz szukającym Boga współczesnym świecie, stając się jednocześnie świadkami Chrystusowego orędzia zbawienia tam, gdzie przebywają. Tak postępując, unikną bardzo groźnego zjawiska, jakim jest wykorzenienie. Dotyka ono ludzi, którzy nie czują więzi ze swoim narodem czy krajem, którzy z głębokim żalem i duchowym bólem patrzą na drzwi każdego domu, podczas gdy sami nie znają uczucia, co znaczy być i czuć się u siebie. Dlatego tak ważne jest, by nie utracić, także na emigracji, ducha zdrowego patriotyzmu. 6. Powołania do służby Bogu i ludziom W kontekście rozważania na temat emigracji jako sprawdzianu wiary trzeba też poruszyć problem kapelanów i sióstr zakonnych pracujących dla rodaków na obczyźnie, jak również problem powołań do kapłaństwa i życia zakonnego na emigracji. Od kiedy Polacy zaczęli emigrować w różne strony świata, często podążali za nimi duchowni, aby nieść im pomoc duchową. Zwłaszcza kard. Hlond dostrzegł problem emigracji i założył zgromadzenie księży chrystusowców, którzy mieli pracować szczególnie dla Polonii za granicą. Dziś dla emigracji polskiej pracuje wielu księży diecezjalnych i zakonnych, sióstr zakonnych czy ostatnio wolontariuszy świeckich. Ich życie i praca nie są łatwe. Odpowiedzialni za miejscowy Kościół z reguły uważają, że Polacy, tak jak i inni emigranci, powinni się z nimi integrować. Znaczy to że katecheza, przygotowanie do sakramentów i liturgia powinny być prowadzone w języku danego narodu. Rozumiemy i akceptujemy ten punkt widzenia, ale nie na zasadzie wyłączności; uważamy, że imigranci mają też prawo do liturgii w swoim języku. Ludzie mieszkający już od lat na obczyźnie integrują się ze społeczeństwem miejscowym; często do tego stopnia, że ich ono całkowicie wchłania. Nie brak jednak rodzin, które przez pokolenia szanują i podtrzymują język i kulturę ojczystą. Obok tej starej emigracji rośnie liczba wyjeżdżających obecnie za granicę. Ponieważ ci ludzie i ich dzieci często nie znają języka miejscowego, potrzebują posługi duszpasterskiej, edukacyjnej czy kulturalnej w języku ojczystym. Dla wielu księży czy sióstr zakonnych, którzy zdecydowali się wyjechać za granicę, aby pracować dla Polonii, często jest to wielkie wyzwanie. Zderzają się z innym językiem, z inną kulturą, często nawet z inną duchowością lokalnego Kościoła. Trzeba wielkiego zaparcia się siebie, aby przezwyciężyć te trudności i znaleźć się w nowej rzeczywistości bez zubożenia swojej wiary i zatracenia wartości wyniesionych z rodzinnego domu, parafii, seminarium czy wspólnoty zakonnej. Zdecydowana większość kapłanów, sióstr zakonnych czy świeckich wolontariuszy posługujących rodakom w różnych zakątkach świata to osoby przyjeżdżające z Polski. Można postawić pytanie, czy młodzież polska na obczyźnie już tak ulega „integracji”, że Boże słowo powołania do życia kapłańskiego czy zakonnego już do niej nie dociera? Jest to wezwanie do polskich rodzin żyjących za granicą, aby się modlić, prosić Boga o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego pośród Polonii rozsianej po całym świecie. Trzeba nam się modlić, aby dla Polonii za granicą nie brakło licznych i świętych kapłanów, sióstr zakonnych czy wolontariuszy, którzy by prowadzili Polaków do Boga. Również trzeba nam się modlić, aby wielu młodych pozytywnie odpowiedziało na Boże wezwanie do życia kapłańskiego, zakonnego czy do pomocy w wolontariacie charytatywnym. 7. Sugestie dla Polaków i duszpasterzy w Polsce Emigracja w Polsce to dziś nie tyle kaprys jednostek czy chęć wzbogacenia się za każdą cenę, choć są i takie przypadki. Ludzie, szczególnie młodzi, emigrują dziś głównie z powodu braku pracy. Kochają oni Polskę, swoją rodzinę i otoczenie; wyjeżdżają, bo muszą. Ta konieczność obciąża sumienia rządzących. Polska jest nie tylko piękna, ale, moim zdaniem, jest w stanie zapewnić utrzymanie każdemu swemu obywatelowi. Trzeba jednak, by była dobrze rządzona. A może to jest zaplanowane przez ościenne mocarstwa, aby Polaków zniechęcić do życia w ojczyźnie, by zmniejszyć naszą liczebność do kilkunastu milionów, do ludzi wykonujących prace służebne dla innych, silniejszych od nas i konsumujących ich produkty? Podejmując trudną decyzję o emigracji, o wyjeździe z Polski za granicę, trzeba, jak to robią „wschodniacy”, usiąść przed podróżą i zastanowić się, czy warto wyjechać. Trzeba podsumować straty i zyski. Co stracimy, a co zyskamy? Na pewno tracimy ojczyznę, kontakt ze współmałżonkiem, z dziećmi, z rodziną, z przyjaciółmi, z parafią czy z kolegami z pracy. Jeżeli nawet wyjedziemy z rodziną, to pytajmy, czy znajdziemy godne warunki zamieszkania, pracę, a dla dzieci szkołę, czy będziemy mieli kontakt z kościołem, gdzie odprawiana jest Msza w języku polskim, gdzie dzieci będą mogły uczyć się religii i języka polskiego. Czyż nie to powinno być istotne w naszym życiu osobistym i rodzinnym, gdy rozważamy myśl o wyjeździe za granicę? Zaś wyjazd „w ciemno” to wielkie niebezpieczeństwo, to zagrożenie. Zostawia się często wszystko, cały swój świat. Co czeka takiego rodaka? Czy znajdzie pracę, mieszkanie, czy w nowych warunkach odnajdzie się jako osoba i jako wierzący? Może zarobi trochę więcej niż w Polsce, ale ile straci? Może warto, aby kapłani uświadamiali wiernych o zagrożeniu duchowym, któremu nie każdy będzie umiał stawić czoła. Oby wszyscy Polacy, pomimo trudności obecnych czasów, byli wierni Bogu i ojczyźnie. Od każdego z nas zależy przyszłość Polski, każdego z nas i naszych rodzin. Oby nikt z rodaków nie musiał wyjeżdżać ze swego rodzinnego i ojczystego środowiska! Oby wszyscy mogli żyć i pracować w ukochanej ojczyźnie, realizować się w niej, ubogacać siebie, swoją rodzinę i społeczność. A jeśli już ktoś musi wyjechać za granicę z takich czy innych powodów, niech nie zapomni, kim jest. Niech nie zapomni tego, czego nauczyli go rodzice w domu rodzinnym: uczciwości, wiary w Boga i miłości do ojczyzny. Obyśmy wszyscy Polacy, czy to żyjący w kraju, czy na emigracji, wierzyli w Boga, żyli według Jego przykazań, czcili Matkę Bożą i byli wierni ojczyźnie. Obyśmy, emigrując, zdali pozytywnie egzamin z naszej wiary w Boga, pobożności i patriotyzmu! O. Leszek Kapusta (ur. 1958), redemptorysta, od 1987 r. pracował na misjach w Boliwii, w tym jako proboszcz i przełożony klasztorów. W latach 2000–2002 pełnił funkcję dyrektora kliniki w Cochabambie oraz był diecezjalnym koordynatorem Legionu Maryi. Odbył także studia z teologii moralnej w Wyższym Instytucie Teologii Moralnej w Madrycie. Obecnie pracuje w Danii; jest rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Kopenhadze oraz koordynatorem Polskiej Misji Katolickiej na całą Danię. Napisał kilka artykułów i udzielił wiele wywiadów w rozgłośniach boliwijskich. opr. aś/aś
Dzisiaj rozmawiamy o Kanarach – Wyspach Kanaryjskich! Jako że ja nie mogę opowiedzieć Wam z pierwszej ręki jak to jest mieszkać na Teneryfie (bo nie wiem…), poinformuje Was o tym Barbara, którą w sieci można znaleźć pod kulinarnym adresem: Jeśli interesuje Was kuchnia, to znajdziecie tam przepisy na fantastyczne dania, także hiszpańskie, mówię Wam, blog jest świetny i aż ślinka leci patrząc na zdjęcia potraw! Uwaga, oddaję głos Basi! Hola. Mam na imię Barbara. Na Teneryfie mieszkam od 2012 roku, a zawdzięczam to mojemu mężowi, który mnie tu ściągnął. Z pasji do gotowania założyłam bloga kulinarnego w którym znajdziecie przepisy z całego świata w tym kuchnię hiszpańską. Piszę tam także o mojej wyspie. Teneryfa to piękna wyspa, której bliżej do Afryki niż do samej Hiszpanii. Jakie są plusy i minusa życia na tej wyspie powinien wiedzieć każdy kto planuje w przyszłości pozostać tu na dłużej. A więc zaczynam. Piękna pogoda przez prawie cały rok. Szczególnie na południu Wyspy gdzie mieszkam rzadko występują deszcze. Nie ma tutaj przymrozków ani zimy. Lato jest zawsze upalne, a wiosny bardzo ciepłe. Dodatkowy plus – brak opłat za ogrzewanie. Wspaniałe obiekty, o których wspominam na moim blogu to: Siam Park. Największy w Europie a drugi na świecie wodny park. Loro Park. Prywatny ogród zoologiczno-botaniczny położony w Puerto de la Cruz. Wulkan de Taide. Najwyższy szczyt Hiszpanii. Nie sposób nie zobaczyć wulkanu i nie wybrać się na wycieczkę kolejką linową. Bazylika Matki Bożej z Candelarii jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc pielgrzymkowych w Hiszpanii i największą bazyliką Wysp Kanaryjskich. Naprzeciw bazyliki znajduje się 9 posągów przywódców dawnych mieszkańców wyspy – Guanczów. Współcześnie Bazylika Matki Bożej z Candelarii jest jednym z najbardziej rozpoznawanych symboli Kościoła rzymskokatolickiego na Wyspach Kanaryjskich. Najwięcej pielgrzymów przybywa 2 lutego oraz 15 sierpnia, w główne święta Matki Bożej z Candelarii. Wspaniale atrakcje takie jak: sporty wodne i rejsy statkiem, możesz odkryć Teneryfę z lotu ptaka podczas lotu paralotnią, wycieczki autobusowe wokół Wyspy, wyprawa jeepem, Aqualand, pola golfowe dla fanów golfa. Jest ich tutaj bardzo dużo. Ogromne plantacje bananów, winogron,pomidorów i ziemniaków. Tutaj wszystko smakuje inaczej. Banany i winogrona są słodkie, ziemniaki lekko wodniste i bardzo smaczne pomidory. Huczne obchody karnawału. Dużym plusem życia tutaj jest osobiste uczestnictwo w różnych festynach i koncertach. Ten przepiękny i trwający około dziesięć dni karnawał to wydarzenie kulturalne o znaczeniu międzynarodowym. Największy w Europie a drugi na świecie. Wszyscy mieszkańcy poprzebierani są w różnorakie stroje, towarzyszą temu różne festyny,wybierana jest w tym czasie miss karnawału także wśród małych dziewczynek. Wspaniałe kanaryjskie jedzenie to: owoce morza, kozi ser, queso con mojo canario-czyli ser podany ze specjalnym czerwonym i zielonym sosem. Koniecznie musicie skosztować tego sosu mojo verde oraz mojo picon i oczywiście małych słonych ziemniaczków, które gotuje się w skórce. Tutaj spróbujesz domowych potraw i napijesz się młodego wina a wszystko w niskiej cenie. Piękne plaże. Jest ich tutaj bardzo dużo. Są tutaj złote i piaszczyste plaże, a woda jest błękitna. Złote plaże są: w Costa Adeje-Playa de Duque, Playa de las Vistas y Playa del Camison. Plaże z czarnym piaskiem np Playa de Arena w Los Gigantes. Tańsze mieszkania zwłaszcza na północy i w górach. Często 2-3 pokojowe mieszkanie można wynająć za jedynie 270-300 euro. Opłaty za gaz lub prąd czasem wliczone są w cenę. Mieszkać na Teneryfie – minusy Brak perspektyw na pracę. Praca na tej rajskiej wyspie jest marzeniem wielu osób, jednakże warunki zatrudnienia okazują się często nie realne. Podstawowym warunkiem znalezienia jakiejkolwiek pracy jest znajomość kilku języków obcych niekiedy sam hiszpański nie wystarcza. Szanse na znalezienie jej mają głównie kelnerzy mówiący w językach: hiszpański podstawowy, angielski plus np. rosyjski. Poszukiwani są też kucharze oraz doktorzy. Często jednak jest tak, że praca jest bez kontraktu lub kontakt zaliczany jest do śmieci. Pracownicy są po prostu wykorzystywani. Mogłabym na ten temat pisać naprawdę dużo, ale zostawię to na osobny wpis. Karaluchy i mrówki. Ziemia jest tu bardzo sucha i skalista co sprzyja ich rozwojowi. Pojawiają się one nie tylko w restauracjach, barach, ale i w mieszkaniach. Potrafią mieć nawet i 6 cm długości. Najgorsze są wieczory dlatego jeśli chcesz wybrać się z mężem do knajpki to koniecznie załóż tenisówki. 🙂 Brak wody pitnej w kranach. Kanaryjska woda płynąca w kranach nie jest wodą pitną. Jest chemicznie uzdatnianą, odsalaną wodą oceaniczną, dlatego picie jej na dłuższą metę jest bardzo szkodliwe. Jej picie doprowadzić może nie tylko do poważnych chorób, ale i do śmierci jeśli pije się ją codziennie. Coraz częściej widzi się stojące blisko mieszkań metalowe budki z wodą. Należy umieścić w środku pustą butelkę i wrzucić pieniążka. 1 litr wody z maszyny kosztuje jedynie 10 centów. To bardzo tanio, ale z drugiej strony – woda powinna być dla wszystkich za darmo. Publiczne służby zdrowia są złe a prywatne bardzo drogie. Na samą wizytę do lekarza czeka się do tygodnia, ale do specjalisty już dłużej często od 6 do 12 miesięcy. Jeśli dostaniesz skierowanie na pobranie krwi to pobiorą ci ją najszybciej za miesiąc, a wynik odbierzesz jeszcze miesiąc później. Prywatne kliniki są o wiele lepsze, ale bardzo drogie. Wszystko na Teneryfę przychodzi z opóźnieniem a transport na kontynent jest bardzo drogi. Opłaty za przesyłkę pocztową będą kosztowały Cię o wiele więcej. Pamiętam jak chciałam zamówić coś z Polski, musiałam zrezygnować gdy zobaczyłam, że sama oplata za dostarczenie paczki będzie kosztowała mnie 3 razy więcej niż zamówiony produkt. Nie każdemu to się opłaca. Braki w języku angielskim. Mieszkańcy tej Wyspy są bardzo mili i pomocni, ale niestety nie znają języka angielskiego. Jeszcze na południu jakoś się porozumiesz, ale już na północy nie. Bez znajomości języka jest naprawdę trudno. No, ale jak już pozna się hiszpański to, aby się z kimś dogadać, może zaskoczyć Cię dziwne brzmienie w lokalnym wydaniu – to dialekt kanaryjski podobny do hiszpańskiego spotykanego na Kubie, w Puerto Rico czy Wenezueli. Calima. Kalima jest związana z burzami piaskowymi nad Saharą i transportem pyłów przez wschodnie wiatry. W czasie kalimy na Wyspach Kanaryjskich widzialność spada (przypomina mgłę) i drobne cząstki pyłu pokrywają ulice, domy i inne obiekty. Dla tutejszych Kanaryjczyków kalima oznacza bardzo suche i gorące powietrze oraz temperaturę która przekracza 40 st. C. U wielu osób w czasie trwania kalimy występują problemy alergiczne. Jak sami widzicie życie na Teneryfie ma swoje plusy i minusy. Musicie jednak wiedzieć, że nie wymieniłam ich wszystkich, to tylko ich część. Jest to piękne miejsce, ale dalekie od europejskiego życia. Zajrzyj do Basi: Facebook: Only Tenerife – blog Woow, prawda? Nawet mieszkając w Hiszpanii zadziwiają mnie niektóre rzeczy, szczególnie te wpisane w kategorię minusów. Nie wiedziałam, że woda kanaryjska jest chemicznie uzdatniana, a jej codzienne picie może doprowadzić do poważnych problemów, ani że występują tam mini burze piaskowe. Codziennie możemy nauczyć się czegoś nowego! Czy coś Was szczególnie zachwyciło lub zdziwiło? Byliście na Teneryfie? (Ja nie byłam!) (Nudy na pudy, ale obowiązkowe!) NA TEJ STRONIE UŻYWAM PLIKÓW COOKIE, BY MÓC ŚWIADCZYĆ CI USŁUGI I ANALIZOWAĆ RUCH. INFORMACJE O TYM, JAK KORZYSTASZ Z TEJ STRONY, SĄ UDOSTĘPNIANE GOOGLE. KORZYSTAJĄC Z NIEJ, ZGADZASZ SIĘ NA TO. Więcej info
The requested URL was not found on this server. Apache Server at Port 80
Wpis ten powstał w ramach jesiennego projektu Klubu Polki na Obczyźnie. Członkinie klubu piszą, do czego nie mogą się przyzwyczaić w krajach, w których mieszkają. Ja piszę oczywiście o Australii. Od wielu z Was słyszę: ale Ci zazdroszczę tej Australii. Przyznaję, uwielbiam Australię i tutaj powoli układam sobie życie, ale też jest kilka rzeczy, które mnie wkurzają i jeszcze się do nich nie przyzwyczaiłam. Ale kto wie, może kiedyś: 1. Australia jest odizolowana od reszty świata. Daleko i drogo do Polski. Sam przelot w jedną stronę zajmuje ponad 24 h, jeśli uda się kupić bilet z dobrymi przesiadkami. Mój najkrótszy lot liczył 31 godziny. O wypadach do innego kraju na weekend możemy zapomnieć. Z tyloma kilometrami wiąże się brak częstych możliwości odwiedzin rodziny i znajomych w Polsce. 2. Szybko robi się ciemno! W Brisbane zimą robi się ciemno około 16-17, a latem już około Jak widzę gwiazdy na niebie, włącza mi się opcja spania. Z trudem udaje mi się dotrwać do W Sydney i Melbourne następuje zmiana czasu, więc latem słońca zachodzi tam trochę później. Tęsknię za długimi letnimi wieczorami. 3. Rodzina i znajomi. Takie długie i ciemne wieczory czasem skłaniają do refleksji. Niestety rodziny i przyjaciół nie da się zastąpić. Mam oczywiście znajomych, ale nie znamy się od 20 lat jak stare konie. Czasem serce płacze, że nie mogę być w Polsce z rodziną na święta albo omija mnie kolejne ważne wydarzenie lub impreza. 4. Kocham i love. Słowo kocham jest tu często używane. Do rodziny, znajomych, ludzi na ulicy. Myslę, że z grzeczności, bo chyba nie można każdego kochać? Dla mnie to nadużywanie tak pięknego i mocnego słowa. Czuję się niezręcznie, jak osoby, które znam od niedawna, mówią mi na pożegnanie, że mnie kochają. 5. Brak spontaniczności. Wydaje mi się, że Australijczycy lubią planować i przez to brakuje im spontaniczności. W środę piszę znajomych sms, czy chcą się spotkać na weekend to piszą, że chętnie, ale nie w ten weekend bo już mają plany. Piszę ok, następny? Też nie. W sumie do końca miesiąca już są zajęci. 6. Gorące święta. Nic dodać nic ująć. Nawet piosenki o bałwanie i śniegu nie mają sensu w 40 stopniowym upale. 7. Chorobowe. W więkoszości firm przysługuje Ci 10 dni chorobowego. Jak jesteś dłużej chory i nie masz uzbieranych godzin (bo w niektórych firmach trzeba uzbierać godziny) to nie dostaniesz wypłaty za te dni. A do tego, panadol wydaje się być lekiem na wszystko. 8. Filmy w kinie. Nie ma w czym przebierać – chodzi o ilość i jakość. 9. Sklepy są szybko zamykane. Około 17-18 pocałujemy klamkę w sklepach. Jeden dzień w tygodniu sklepy są otwarte do tzw. late night shopping. Super sprawa dla sprzedawców, którzy wieczory mogą spędzać w domu, ale gorzej dla tych, którzy pracują do późna i na zakupy mogą wybrać się dopiero wieczorem. Ale zawsze zostają weekendy. 10. Wilgotność w Brisbane latem – słońce parzy i jest gorąco – to jakoś zniosę. Ale tego, że po wyjściu z domu lub pomieszczenia klimatyzowanego człowiek od razu się poci jakby przebiegł maraton nie znoszę! Australia jest cudownym krajem, ale też ma swoje mniejsze lub większe wady. W końcu nie ma kraju idealnego. Ten tekst powstał w ramach jesiennego projektu Klubu Polki na Obczyźnie. 24 Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina
czy warto mieszkać i pracować na obczyźnie